Przedsiębiorstwo kupuje maszyny, materiały, pracę i usługi a sprzedaje produkty. Różnica tych przepływów (wartości sprzedaży - wartość zakupów) nazywamy wartością dodaną. Suma wartości dodanej w całej gospodarce daje słynne PKB – najważniejszy współczynnik w makroekonomii, uwzględniony w polskiej Konstytucji.

Jednocześnie jednak posługiwanie się tą wartością jako miarą rozwoju to największe oszustwo ekonomii! Dlaczego posługiwanie się PKB jako miernikiem rozwoju to oszustwo?

 

1. Nie ma przepływów – nie ma wartości dodanej. Programista może na przykład miesiącami siedzieć i pisać wspaniały program – nikogo to nie obchodzi, póki go nie sprzeda. A jeśli zamiast sprzedawać udostępni go jako open source? No to ekonomiści mają duży problem. Nie tylko oni. Urzędnicy skarbowi, a za nimi księgowi głowią się jak zaksięgować darmowe oprogramowanie? Nie głowią się tylko po co – bo samo pytanie o to zakrawa na herezję.

Źródło tego problemu tkwi w liberalizmie i wymyślonej na potrzeby kolonialnych podbojów laborystycznej teorii wartości. Woda płynąca w strumieniu jest bez wartości. Gdy zaczerpniesz ją do butelki – wykonujesz pracę, nadając jej wartość. Gdy tą butelkę sprzedasz – tajemniczy „rynek” wyceni wartość butelki zwiększając PKB. Przez stulecia ludzie wierzyli w te idiotyzmy, a ekonomiści chyba nadal wierzą - pomimo tego, że nijak to ma się do rzeczywistości. Gra „Pokemon Go” biła rekordy popularności na całym świecie. Giełdowa wartość firmy Nintendo wzrosła dwukrotnie, pomimo że realne zyski przynoszone przez grę są o dwa rzędy wielkości mniejsze. Gdy spółka zgodnie z prawdą napisała, że gra nie wpłynie na jej wyniki finansowe – ceny akcji poleciały w dół (choć są i tak o dużo wyższe niż pierwotnie). Jaki to ma związek z wykonaną pracą i czym kieruje się „rynek” dokonując wyceny? W tej grze (hazardowej – ale to odrębne zagadnienie) trudno nawet ustalić co jest przedmiotem wyceny.

2. Nauka (?) w służbie chciwości. Skoro każdy towar jest wymienny na pieniądz – to pieniądz ułatwia zaspokajanie żądzy posiadania. Ci którzy mają dużo pieniędzy – rządzą światem. W ich oczach coś, co nie jest wymienialne na pieniądz nie ma wartości. A makroekonomia ma to uzasadnić. Dziwnym trafem dla nich wszystko co przeszkadza chciwości jest problemem:

2.1. Naturalne gospodarstwa rolne, które nie produkują na rynek nie tworzą wartości dodanej. Dla ekonomistów są one bez znaczenia. Polskie rolnictwo od lat było problemem: co zrobić, żeby tych chłopów było mniej? Przecież to pasożyty – z punktu widzenia PKB ich praca nie jest nic warta. Sam wyhodował – sam zjadł (ewentualnie z rodziną), a GUS nawet nie wie co! A co ma powiedzieć taki Rotszyld z NYC? Powie on: słuchajcie no Polacy – jak nie będziecie grzeczni, to dolar będzie po 5 PLN! A chłop na to: guzik mnie to obchodzi, bo mój koń je owies, a nie dolary. Oczywiście jeden chłop nie ma znaczenia. Ale problem chłopa pojawia się zawsze, gdy gospodarka jest w stanie równowagi. Kiedy Rodszyldy zażądały haraczu od Islandii, ta pokazała im środkowy palec, a ich „balcerowicze” trafili do więzienia. Jak tak można! Można – wystarczyło zmniejszyć import tak, aby uzyskać niezależność.

2.2. Ekonomiczna i energetyczna suwerenność. Nie żyjący już Tadeusz Mazowiecki był na tyle nierozsądny, że publicznie powtarzał co mu eksperci podszeptywali. Dlatego dowiedzieliśmy się, że problemem jest posiadanie przez Polaków pieniędzy (najlepiej zgromadzić w jednym miejscu i spalić) oraz niskie ceny energii otrzymywanej z własnego węgla (bo nasi „przyjaciele” martwią się – że będziemy zbyt konkurencyjni). Według ekspertów mieliśmy przechodzić na gaz. Tymczasem duży import gazu utrudnia zrównoważenie gospodarki.

Rząd Beaty Szydło prowadzi słuszną politykę integracji kopalń z energetyką. To pozwala na stabilizację w sytuacji dużego wahania cen rynkowych surowców. Te ceny mogą być wynikiem działania hazardzistów, albo elementem gospodarczej wojny (niskie ceny surowców pozwalają na uzasadnienie likwidacji własnego górnictwa). Nie dają się one teoretycznie uzasadnić. (Niestety rząd Morawieckiego przehandlował naszą energetyczną suwerenność za brukselskie srebrniki.)

Alternatywą dla wspomnianej wyżej laborystycznej teorii wartości jest idea wartości użytkowej: cenimy to co nam potrzebne. Tu jednak pojawia się paradoks wody i diamentu: dlaczego niezbędna do życia woda jest tania a diamenty bez których żyć można drogie? Ten paradoks rozwiązano tworząc teorię wartości krańcowej: im większy zasób danego dobra znajduje się w posiadaniu człowieka, tym niżej wyceni każdą kolejną jego jednostkę. Gdyby jednak uogólnić tą teorię – dostrzegamy kolejny paradoks: dlaczego kurczące się zasoby surowców energetycznych nie powodują stałego wzrostu ich cen?

2.3. Wielopokoleniowe rodziny. Analitykom bardzo przeszkadzają polskie wielopokoleniowe rodziny. Dlaczegóż to wzorem państw zachodnich młodzi nie idą „na swoje”? Zwłaszcza na Podkarpaciu – gdzie aż 70% młodych żyje z rodzicami? Z punktu widzenia wyznawców PKB rodziny wielopokoleniowe mają same wady. Dziadkowie opiekują się w nich wnukami a dzieci rodzicami. W "normalnej" rodzinie wnuki idą do przedszkola, a dziadkowie do domu starców. PKB rośnie o koszt przedszkola i opieki geriatrycznej.

3. Promocja konsumpcjonizmu. Im większa konsumpcja tym większe PKB! Tymczasem Papież Franciszek pisze encyklikę „ekologiczną”, w której za swymi poprzednikami nawołuje do „zmiany stylów życia, modeli produkcji i konsumpcji”, powstrzymania marnotrawstwa, przechodzenia „od konsumpcji do poświęcenia, od chciwości do wielkoduszności, od marnotrawstwa do zdolności dzielenia się, do ascezy, która oznacza uczenie się dawania, a nie po prostu rezygnowania”. Zamiast wszystkich wspomnianych wyżej teorii wartości powinniśmy więc stosować wartość aksjologiczną – czyli ustalaną w zgodzie z zasadami etyki. Każde dobro ma wartość daru. Nawet jeśli nasza „marka Ziemia” obdarza nas czymś obficie (woda, powietrze) – powinniśmy ten dar szanować i dzielić się nim. Tymczasem według okrzykniętego „ojcem ekonomii” Adama Smitha to chciwość i naturalna (?) skłonność do handlu napędzają gospodarkę. Nic więc dziwnego, że nawet przedstawiciele Kościoła podchodzą sceptycznie do ekonomii daru, która wprost wynika z nauczania społecznego Kościoła Katolickiego. Na szczęście taka właśnie ekonomia dominuje w świecie internetu. Ten świat nie przystaje w żaden sposób do makroekonomicznych teoryjek. Dlatego wśród najbogatszych ludzi świata zaczynają dominować inżynierowie, a ekonomistów trudno tam znaleźć ;-). Jednak model dominujący w „Dolinie Krzemowej” ma poważną wadę, uniemożliwiającą jego upowszechnienie. W miejsce naturalnej dla „ekonomii daru” sieci współpracy dominują tendencje monopolistyczne.


Ostatnia modyfikacja: sobota, 20 lutego 2021, 06:51